niedziela, 8 lutego 2015

Rozdział piętnasty



**************************Oczami Ross'a**************************

Kiedy wstałem zauważyłem, że Mileny nie ma obok mnie. Pewnie poszła na dół do kuchni – pomyślałem po czym ubrałem na siebie granatowy szlafrok i zeszłem na dół. W kuchni jej nie było. Zaczęłem szukać jej po całym domu. Przecież nie pojachałaby do miasta nie zostawiając żadnej kartki – pomyślałem - To nie w jej stylu. Poszedłem sprawdzić czy nie ma jej w łazience na górze. Otworzyłem drzwi.

- Boże ! - krzyknąłem po czym wyciągnęłem ciało ukochanej z wanny

- Chciała się utopić. - powiedziałem przez łzy w oczach

Po czym zaczął jej udzielać pierwszej pomocy . Po pewnym czasie odzyskała przytomność.

- Ross. - powiedziała szatynka cała mokra

- Co ty sobie myślałaś?! - krzyknęłem na nią

- Nie daje sobie rady z myślą, że mam zabijać z tobą ludzi. - wytłumaczyła zachrypniętym głosem

- To lepiej było się utopić zamiast ze mną o tym pogadać ?– spytałem

- Ross. - powiedziała cicho

Po tych słowach podałej jej ręcznik i przyniosłem jakieś ubranie z szafy.

- Masz – powiedziałem i podałem dziewczynie rzeczy– Jak się ubierzesz zejdz na dół, na śniadanie.

Szatynka tylko pokiwała głową na tak po czym wyszedłem z łazienki i udałem się w stronę kuchni. Pomyślałem, że dziś na śniadanie zrobię zapiekanki z serem i szynką. Kiedy skończyłem przyrządać śniadanie do kuchni weszła moja ukochana, której właśnie uratowałem życie.

- Zapiekanki dla księżniczki. - powiedziałem i podałem jej talerz

Uśmiechnęła się. Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść.

Narrator :

Po śniadaniu, Ross i Milena pokłócili się, ale jak szybko do zrobili tak samo zaraz się pogodzili. Dzień upłynął dość szybko. Dziewczyna przemyślała wszystko na temat strzelania i po rozmowie z blondynem zgodziała się, ale tylko w obronie rodziny. Następnego dnia razem pojechali na strzemnice aby podszkolić szatynke. Już lada dzień, mieli stawić czoło wrogowi.



Tydzień potem


Narrator : Dziś mijają 2 tygodnie od włamania w ich domu, a 3 miesiące odkąd Milena wyszła ze szpitala. Dziś jest dzień w którym muszą zmierzyć się z bandytą który napadła na ich domu.


**************************Oczami Ross'a**************************

Jest około godziny 9 rano. Widzę, że szatynka jeszcze śpi, lecz trzeba wstawać aby wypełnić misje. Postanowiłem ją zbudzić.

- Księżniczko, kochanie ty moje wstawaj – szepnęłem do jej ucha

- Daj mi spać ! - odpowiedziała trochę wkurzona dziewczyna

- Wstawaj, bo się spóźnimy – powiedziałem poważnie

- Ale niby gdzie? - powiedziała przez sen

- Jak to gdzie? Mamy dziś robote do zrobienia, wiesz... - odpowiedziałem

- A nie możemy tego przełożyć na jutro? - zapytała z nadzieją

- Kotek... - powiedziałem groźnie co oznaczało nie

- No dobra. - odpowiedziała zrezygnowana, po czym wstała z łóżka

Po śniadaniu zaczęliśmy przygotowania. Trwało to dość krótka. Na koniec wyciągnęłem z szafy pistolety, które były w ciemno zielonej torbie

- Trzymaj – powiedziałem do Mileny podając jej torbę w której była broń

- Tylko nie zapomnij wziąć noża ze stołu. - przypomniała, po czym skierowałam się w stronę czarnego samochodu.

Po dłuższej chwili do samochodu wsiadł Ross.

- To co, jedziemy? - zapytał

- Jedziemy. - odpowiedziałam



Kiedy dojechaliśmy na miejsce, według karteczki z adresem, okazało się, że znajduje się tam stara, opuszczona fabryka. Wysiedliśmy z samochodu i zabraliśmy torbę. Trochę to trwało zanim znaleźliśmy wejście do budynku, następnie otworzyliśmy drzwi i weszliśmy. W środku było ciemno, szukaliśmy śladów, aby doprowadziły nas do jakiegoś celu. Kiedy podeszliśmy do jednego ze starych pokoi dla pracowników usłyszeliśmy rozmowe.

- … Panie Picels, ja nie jestem na tyle głupi ! - krzyknął mężczyzna do telefonu

**************************Oczami Mileny*************************

Ross zauważył, że to na 100% ta osoba która włamała się do nas do domu. Zaczął pokazywać mi gestami kiedy wchodzimy do pokoju.

- Raz....dwa.....trzy..... - te ostatnie słowo wykrzyczał

Stanęliśmy w progu drzwi z bronią w ręku. W tej samej chwili mężczyzna zakończył rozmowe przez telefon.

- Witam w skromnych progach. - oświadczył człowiek, który szukał czegoś w szufladzie

Najwidoczniej kiedy to znalazł wstał ze skórzanego fotela. Wtedy w jego ręku pojawił się pistolet. Zaczął celować na mnie, ale...

- Celuj w mnie, a nie w nią ! - krzyknął na bandyte Ross

- A co? Smutno ci by było po stracie tej idiotki? - zaczął

- Słuchaj, oddaj nam skradzione rzeczy bo... - włamywacz mi przerwał

- Dziewczyno, jesteś za słaba – powiedział

- Aby na pewno...? - po czym wymierzyłam cel i strzeliłam mu w głowe, niestety on zrobił to samo, wycelował w Ross'a ….i w tym samym momencie padła wymiana strzałów. Rzuciłam broń na ziemie i podbiegłam do niemal martwego chłopaka.

- Ross!!! - wykrzyczałam, po czym na mojej twarzy pojawiły się łzy.

Spojarzałam ukratkiem na mężczyzne któremu strzeliłam w głowe. Zabiłam go - pomyślałam po czym poczułam w sobie poczucie winy i złość.
_____________________________________________
I oto rozdział 15 :D Mam nadzieje, że się podoba :) Nie wiem kiedy dodam kolejny rozdział bo musze go napisać. :) Przewiduje że to będzie sobota/niedziela.
CZYTASZ - KOMENTUJESZ - MOTYWUJESZ

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz